Translate this blog

niedziela, 31 sierpnia 2014

Radosne testy w terenie

Ostatni weekend sierpnia był sporym wyzwaniem dla nas i Żuczka, oraz kilku naszych znajomych;-) Aby przetestować nasze wyposażenie campingowe, wybraliśmy się na małą wyprawę w okolice Nowego Dworu Mazowieckiego. Pojechał z nami jeden z naszych złombolowych załogantów - Piotrek Kuć. Chcieliśmy popiknikować nad Wisłą i w tym celu wybraliśmy gustowne miejsce na zakolu rzeki, po wewnętrznej stronie. Podczas próby dojazdu do upragnionego celu - zakopaliśmy się po osie w piasku;-) 

Szybki telefon do przyjaciela i Kaktus z Izą są po 40 minutach u nas Jeepem z liną. Chwila moment i Żuk wyciągnięty. Wskazali nam przy okazji fajniejsze miejsce na obozowisko i idąc (jadąc) za ich radą - przemieściliśmy się kawałek dalej, nad martwą odnogę Wisły. Cisza, spokój, kontakt z naturą. Dla Kaktusa i Izy serdeczne podziękowania za sprawne wyciągnięcie z opresji.



Rozpoczęliśmy zabawę z rozwieszeniem hamaków. Musiałem sporo pokombinować, aby zamocować je do bagażnika Żukowego i tak ustawić aby oba mieściły się pod wspólnym tarpem. Użyłem mózgu, oraz różnych linek i wykonałem gustowną pajęczynę;-)  Hamaki i tarp produkcji DD Hammocks (dostępne w TierOne - link macie z boku) idealnie się sprawdziły. Tarp w rozmiarze XL - 4,5x3 metry osłonił obydwa hamaki, a następnego dnia służył za testowy daszek przeciwsłoneczny. W zapasie mieliśmy jeszcze tarp 3x3 metra, ale nie został użyty. 

Podczas obciążania hamaków naszymi odwłokami - Żuczek przechylił się dość mocno, ale nie na tyle aby się wywrócić;-) Bagażnik zniósł nasze obciążenie śpiewająco, pewną wadą było jedynie to że ruch jednej osoby w hamaku powodował huśtanie drugiego hamaka, bo pracowało zawieszenie auta. Z jednej strony było to nawet przyjemne, ale pomyślę jeszcze nad jakąś zgrabną, opuszczaną podporą, aby auto stało stabilniej. Noc spędziliśmy w hamakach bardzo miło, gdybyśmy mieli pewność że nie będzie padać (a oczywiście nie padało), to nie rozpinałbym płachty - spalibyśmy wprost pod gwiazdami;-) Nadrobimy w Hiszpanii...

Ja miałem za sobą już kilkanaście nocy w hamaku, dla Sylwii był to pierwszy raz. Z porannych zeznań wynika że jest bardzo zadowolona ze swojego hamaka i że jeszcze w życiu się tak nie wyspała na wyjeździe. Rano nie odkryła nowych mięśni, ścięgien i kości - nic nie bolało, ciałko wyhuśtane w hamaku, człowiek znakomicie wyspany i wypoczęty. Nasze odczucia się pokrywają i oboje widzimy że hamak to doskonały wybór. Moskitiera zintegrowana doskonale ograniczała dostęp wszelkiego robactwa, dzięki czemu sen był niczym nie zakłócany...


Przetestowaliśmy też krzesełka turystyczne, oraz zgrabny, nieduży stoliczek. Świetnie sprawdził się nasz czajnik Survival Kettle (tak, też w TierOne mają) - woda na kawę, zupkę i herbatę gotowała się w kilka minut. Cała tajemnica tkwi w drobnych patyczkach, drobnym papierze i igliwiu - towar do palenia musi być drobniutki i od razu zajmować się ogniem. Czajnik ten pozwoli nam zabrać znacznie mniej gazu na wyjazd, bo wrzątek robi się w nim szybko i sprawnie.

Testy prysznica niestety nie zostały wykonane, bo zapomnieliśmy zabrać zakupionej w Decathlonie kabiny prysznicowej;-) Bywa i tak niestety;-) Tym niemniej z analizy teoretycznej wynika że trzeba przedłużyć wężyk prysznicowy dla większej wygody i możliwości odsunięcia kabiny od auta podczas kąpieli. Unikniemy w ten sposób błotka przy aucie.

W niedzielny poranek zdjąłem tarpa z nad hamaków i przy pomocy kilku linek i masztów od Marvina (dzięki Ci wielkie za ten zestaw - jest świetny), ze starego polskiego namiotu - wykonaliśmy daszek przeciwsłoneczny w kilku konfiguracjach. Używaliśmy tarpa 4,5x3 metry, krótszym bokiem do auta. Na fotkach sami widzicie jak fajnie można go mocować. Tam gdzie tarp jest "załamany" jego uszka przechodzą przez maszty, dzięki czemu nie powiewa na wietrze. Każdy maszt ma tylko jeden odciąg, pod kątem 45 stopni, ale na wietrzną pogodę można zastosować po dwa. Użyjemy wściekle pomarańczowych linek, aby nie potykać się o nie;-)




Ten element wyposażenia okazał się bardzo przydatny i wygodny, bo słoneczko z rana poświeciło dość mocno, a my mieliśmy przyjemny cień. Maszty możemy składać w dowolnej konfiguracji, mogą być też wyższe i tarp może być ukośnie. Trzeba tylko zakupić kilka dużych karabińczyków z plastiku, aby móc szybko przepinać linki do uszek w tarpie, oraz mocować sprawnie sam tarp do bagażnika.



Nadszedł wreszcie czas powrotu. Spakowaliśmy wszystko ładnie do bagażnika i wyjechaliśmy z łona przyrody na beton, a później asfalt. Ujechaliśmy może ze 6 km kiedy to Le Żuk zakasłał i wrednie stanął na poboczu. Mimo że wskaźnik pokazywał 1/4 zbiornika - to pompa nie była w stanie zassać już ropy. Pora na kolejny telefon do przyjaciela. Po niecałej godzince pojawił się Piłat z kanisterkiem oleju napędowego. Oczywiście z tego miejsca serdecznie za ratunek dziękujemy. Po wlaniu paliwa i lekkim odpowietrzeniu układu - maszyna ruszyła i dojechała do stacji paliw.

Nauczka na przyszłość - wskaźnik paliwa traktować z podejrzliwością i kiedy oscyluje wokół 1/4 baku - tankować. W podróż do Hiszpanii zabieramy trzy pięciolitrowe kanisterki  będziemy dbać o to by były pełne. To zapewni nam wysoki poziom bezpieczeństwa. 

Weekend uważamy za bardzo udany, testy polowe wypadły zadowalająco, wiemy co musimy dokupić, co zmienić, a i tak pewnie coś przeoczymy, albo zapomnimy;-)

piątek, 29 sierpnia 2014

Prysznic gotowy

Dzisiaj na dachu Żuka, na bagażniku wylądował zbiornik. Został zamocowany trzema pasami z grzechotkami, powinny spokojnie go utrzymać. Do dolnego zaworu podłączyłem kawałek gumowej rurki i ścisnąłem cybantem. Na drugim końcu rurki znalazła się pompa z układu chłodzenia. Jej zadaniem jest wspomożenie przepływu wody, nie chodzi o wytworzenie kosmicznego ciśnienia;-) Pompka zasilana będzie z gniazdka zapalniczki, znajdującego się w podstawie fotela pasażera.


Przypiąłem pompę wraz z wykonanym specjalnym króćcem, za pomocą trytytek do rurek bagażnika. Dzięki temu bardzo łatwo podłącza się wąż prysznica. Po analizie długości węża - muszę zastosować łącznik i dać dwa węże - będzie można wówczas odsunąć się z kabiną od auta. 


Pozostało założyć wtyk do zapalniczki na koniec przewodu i przetestować całość w terenie - co nastąpić ma podczas jutrzejszego, testowego wyjazdu w dzicz nad Narwią;-)

Zawory po regulacji pracują idealnie, silnik ma bardziej aksamitny dźwięk;-) Nie słychać klepania podczas przyspieszania - no ale jak się okazało - cztery miały spory luz. Przy okazji obróciłem też wał o 180 stopni bo podejrzewałem że drobne wibracje są od niego i jak się okazało podczas testów - miałem rację. Teraz jest zdecydowanie lepiej. 

Ciekawe jakie drobiazgi jeszcze wyjdą? 

czwartek, 28 sierpnia 2014

Zawory i okolice silnika

Niby wszystko prawie gotowe i to "prawie" okazuje się całkiem czasochłonne. Zdjąłem pokrywę zaworów aby je wyregulować jutro rano. Pokrywa była brudna i brzydka. Chciałem ją umyć i doczyścić i jak się rozpędziłem to efekty widać na zdjęciach;-)


Aż zacząłem żałować że nie wyjąłem silnika i całego tak nie zrobiłem;-) Pokrywa wygląda pięknie założona na silnik - ocenić możecie sami:

Trochę szkoda że pokrywa silnik nie jest szklana - byłby piękny widok;-) 

Zachwycony sukcesami - przynitowałem brakujący zamek do pokrywy silnika i wymieniłem jej uszczelkę. Kiedyś kupiłem ją przez pomyłkę za kilka złotych, a teraz się przydała. Pokrywa wymyta, nabłyszczona, z nową uszczelką - będzie cisza;-)


Zbiornik do prysznica został wymyty, zapach ropy jest już tylko symboliczny. Wstawiliśmy kranik spustowy, oraz uszczelniliśmy zakrętkę i jak tylko klej do szyb wyschnie - montujemy go na bagażniku. Pierwsze napełnienie wodą na jakieś 1/3 objętości i jeszcze trochę detergentu. Po kilku dniach jazdy powinno się finalnie doczyścić. Na Hiszpanię będziemy mieć komfort;-)

Jutro rano regulacja zaworów i w sobotę kolejna jazda testowa...

środa, 27 sierpnia 2014

Szykujemy prysznic;-)

Trwają prace nad montażem prysznica w Żuku. Po długiej trasie, ciepły prysznic to miła rzecz, a musimy uwzględnić że po pierwsze campingi mogą nie przetrwać naszego najazdu (393 załogi, ponad 1000 luda!), po drugie planujemy później noclegi na dziko, a po trzecie niezależność jest ważna. Zatem prysznic być musi. Trochę móżdżenia i gotowa koncepcja w głowie powstała. Teraz przekuwamy ją na fizyczne rozwiązanie.

W magazynie znalazł się zbiornik paliwa od Lublina. Wykonany z polietylenu, lub polipropylenu. To takie miłe tworzywo które dość niechętnie pobiera zapachy z otoczenia i jest całkiem pancerne. Ropą śmierdzi bardzo delikatnie, ale zapach jest wyczuwalny. Zbiornik przechodzi więc cykl płukanek za pomocą różnych detergentów. Woda która się z niego wylewa - nie śmierdzi wcale niczym, ale ile się da - tyle będę płukał;-) Zbiornik ma pojemność 85 litrów i jest cały czarny - słońce za darmo podgrzeje nam wodę;-)


W zbiorniku zamontuję zawór wypływowy ze złączką do prysznica. Pomiędzy samą słuchawką prysznicową a jej wężykiem wstawiłem drugi zawór - dzięki czemu podczas kąpieli będzie można w każdej chwili zamknąć dopływ wody. W roli kabiny prysznicowej wystąpi zakupiony w Decathlonie specjalny "namiot" - taki dokładnie. Pozwala on na wygodną kąpiel bądź dyskretne przebranie się i nie warto przy tej cenie robić własnego rozwiązania, bo namioty Quechua są szybkie w rozkładaniu i składaniu - żaden home made patent ich nie przebije.

Zbiornik znajdzie swoje miejsce na bagażniku dachowym, zamocowany taśmami bagażowymi. Do tankowania zabieramy kanister 20l, w którym przechowywać będziemy wodę do picia, lub/i/oraz wąż ogrodniczy o długości ok. 6 metrów. Kiedy napotkamy jakiś kran - zakładamy wąż na niego, drugi koniec do zbiornika i jazda do pełna. A jak kranu dogodnego do podjechania nie będzie - uzupełnimy wodę kanistrem. 

Na deser - kolejny darczyńca naszej załogi. Tym razem to WideoRejestratory24.pl - sklep z rozmaitymi kamerami samochodowymi, sportowymi i akcesoriami do nich. Dobre ceny, świetna oferta i pamiętajcie - wpłacili kasę dla dzieci;-)


Miejsca na Grzmiącym  Rydwanie już nie ma...

wtorek, 26 sierpnia 2014

A co tam u Le Żuka?

Niby wszystko gotowe, ale jeszcze trochę drobnostek do zrobienia zostało i powoli "się robią". Układ chłodzenia został wypłukany i nieco zmodernizowany. Rozwiercone zostały trójniki do nagrzewnic, bo miały niepotrzebne zwężenia, które spowalniały przepływ płynu przez nagrzewnice. Na dojściu do trójnika dodaliśmy pompę elektryczną, która bardzo ładnie wspomaga obieg jeśli to konieczne. Kiedy jest wyłączona - płyn po prostu swobodnie przez nią przepływa. Może się przydać w sytuacji awaryjnej. Aktualnie w Le Żuku jest wręcz gorąco jak tylko otworzy się dopływ płynu chłodzącego do nagrzewnic. 


Nadal trwają też testy drogowe i wyłapywanie drobnych usterek bądź niedoróbek, które są sukcesywnie poprawiane. Cudnie spisuje się tunel do chłodnicy - widać na fotce powyżej jego kawałek. Temperatura chłodziwa jest stabilna i czuję się jak w nowoczesnym aucie - gdzie nie muszę cały czas jej pilnować. To bardzo poprawia samopoczucie.

Przećwiczyłem opcję zainstalowania lodówki w bagażniku, niestety temat skonał z powodu braku zasilania lodówki propanem. Ktoś podczas jej demontażu z rozbitej przyczepy - odciął cały ten układ. Szkoda, niestety na 12V nie da rady jej używać sensownie (9Ah na godzinę pracy - żaden akumulator tego nie przetrwa). Została więc pożyczona (dzięki Marcin) lodówka nieco mniejsza i jest szansa że piwo będzie zimne;-) Nie rezygnuję jednak z pozyskania lodówki campingowej do zabudowania jej w przyszłości na tyle auta.

W najbliższy weekend planuje testy wyposażenia campingowego i chcę przetestować mocowanie hamaków pomiędzy bagażnikiem Żuka a przygodnym drzewem. Sprawdzę też jak wygodnie rozstawiać płachtę biwakową dla osłony przed słońcem - będzie ona jednym bokiem mocowana do bagażnika i na 2-3 masztach z odciągami. Spodziewajcie się notki i fotek;-)

W przyszłym tygodniu ostateczne zamknięcie elektryki i wykończenie bagażnika (tutaj hamowała mnie kwestia lodówki niestety). Potem pozostanie już tylko odliczanie do Złombola;-)

A na koniec - mamy kolejnego darczyńcę - zajął drzwi tylnej kabiny (naklejki jeszcze nie ma). Firma Cytadela ASG z Warszawy - czyli raj dla miłośników militariów i ASG. Dziękuję w imieniu dzieci za zaangażowanie i wpłatę.



niedziela, 24 sierpnia 2014

Test drogowy

Le Żuk wybrał się na małą wycieczkę. Na sobotę zaplanowaliśmy przejazd do Radomia po box dachowy w rozmiarze gustownej trumienki, za jedyne 150 zł, z pewnej ręki. Kolejnym punktem wycieczki był przejazd z Radomia do naszego rodzinnego Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie zaopatrzyliśmy się w zestaw słojów z pożywieniem do stolicy;-)

Deska podczas jazdy

W niedzielę przejechaliśmy z Piotrkowa do Warszawy po gierkówce, czyli zacnie wyremontowanej dwupasmówce z Katowic. Auto spisało się po prostu na medal. Wszystko (prawie) działało bez najmniejszego zarzutu, nic (prawie) nie odpadło i nie dzwoniło. Żuk prowadził się jak przyzwoita panna z dobrego domu, czyli wyśmienicie. 


Pora na nieco twardych i rzeczowych faktów. Przejechaliśmy ok. 360 km od tankowania, pomiar według GPS, bo licznik jeszcze nie działa - spalanie wyszło równe 10 litrów na setkę, przy czym ok. 50 km z trasy to jazdy po mieście. Wynik uważam za bardzo przyzwoity i liczę że utrzyma się podczas jazdy w Złombolu. Cała trasa została przejechana z prędkością w przedziale pomiędzy 70-85 km/h (mowa o odcinkach gdzie nie musiałem zwalniać). Żuk bez problemu przyspiesza, w niektórych przypadkach podczas ruszania pomijałem jedynkę i startowałem wprost z dwójki - ruszał bez zająknienia. Rozpędziłem się do 100 km/h na gierkówce - prędkość została osiągnięta bez piłowania - chętnie przyspieszył i czułem ze jeszcze da się coś więcej uzyskać, ale odpuściłem;-)

Zainstalowany box dachowy 

Pomiary hałasu wypadły znakomicie. Przy pozamykanych oknach i dachu, na wolnych obrotach, rozgrzany silnik generuje 60-62 dB. Przy 80 km/h hałas rośnie do - uwaga - 70 dB!!! To doskonały wynik, spokojnie można rozmawiać bez podnoszenia głosu. Po otwarciu dachu i okien niestety hałas nieco rośnie, ale nadal nie zabija;-)

Jamnik na ukochanych przez niego fotelach z BX. Śpi jak zwykle.

Strzałem w dziesiątkę okazały się koła. Wybór 15" felg od Suzuki i opon typu AT z największym profilem jaki był dostępny czyli 195/80 dał Żukowi bardzo dobre prowadzenie na suchej i mokrej nawierzchni, oraz kompletną niewrażliwość na łączenia asfaltów, lub szczeliny dylatacyjne na betonowych nawierzchniach. Nie czuć i nie słychać absolutnie momentu przejazdu przez takie detale. Nie znam innego auta z tak dobrym wybieraniem tego typu nierówności (a jeździłem hydropneumatykami i luksusowymi limuzynami). 


Po dogłębnej analizie - okazało się że Le Żuk to SUV ;-) Definicja takiego pojazdu jest tak szeroka, że bez problemu się w niej mieści;-) Zobaczcie zresztą sami - w Wikipedii. Ktoś może powiedzieć że powinien być luksusowo wyposażony - ależ jest. Ma 10" nawigację na której można grać, albo oglądać filmy porno, ma wygodne fotele, dużo miejsca na nogi, porządnie grające audio (nie jeden się już zdziwił), instalację 230V, lodówkę (w bagażniku), osłony przeciwsłoneczne podświetlane i z lusterkami i jeszcze sporo innych drobiazgów. Ma też wysokie zawieszenia, terenowe ogumienie i niejednemu "SUVowi" wtłukłby w terenie niemiłosiernie;-) 


Podsumowując - trasa dała sporo informacji, wiem ze damy radę w razie konieczności jechać nim po autostradzie, wiem też że nie umrzemy po drodze poprzez zamęczenie hałasem;-) Muszę wymienić jeden hebel bo się popsuł (odłącznik głównego akumulatora), oraz założyć nową linkę prędkościomierza i reduktor do jej obrotów (znalazłem odpowiedni, po małej przeróbce będzie ok). Do startu pozostało 20 dni - jesteśmy z grubsza gotowi;-)

środa, 20 sierpnia 2014

To już jest koniec...

Wiele osób pytało mnie czy sam wszystko robię przy aucie. Staram się, ale nie wszystko umiem, nie wszystko chcę i nie wszystko mogę zrobić. Zatem co umiem i potrafię wykonać? Radzę sobie z elektryką i elektromechaniką bez problemu, umiem projektować instalacje elektryczne i umiem je wykonać. Czytam schematy elektryczne jak powieść sensacyjną, albo pornograficzną;-) Ponadto radzę sobie bez większego problemu z mechaniką elementów które już znam. 


Kiedy robię coś po raz pierwszy - mogę mieć problem, czasem proszę o pomoc, ale generalnie nie mam oporów i obrzydzenia przed kluczami, pilnikami, młotkiem i innymi narzędziami. Zdarza mi się przeszarżować i urwać śrubie łeb, co skutkuje straconym czasem;-) Umiem spawać klasyczną spawarką elektrodową i migomatem. Nie jest to może wysoki poziom umiejętności, ale na moje potrzeby (i Le Żuka) wystarcza. Nie brzydzę się pracy fizycznej, ale jakoś szalenie za nią nie przepadam;-)


Dużo radości daje mi konstruowanie czegoś totalnie od zera. Trzeba to wykombinować, przeanalizować, zaprojektować i po prostu zrobić z czegoś. Stąd dużo radości przy tworzeniu nowego wnętrza, deski rozdzielczej, przegrody bagażnika, itp. Wymyślić coś i estetycznie to wykonać - wspaniałe wyzwanie godne czterdziestoletniego faceta w dżinsach. Sprawia mi olbrzymią przyjemność budowanie tego auta według moich pomysłów. Tego nie da się opisać słowami - albo to kochasz, albo nie rozumiesz;-)


Czego nie umiem i nie lubię? Nie umiem malować pistoletem (sprayami sobie radzę), nie lubię też całej zabawy z przygotowywaniem powierzchni do malowania. Nudzi mnie kosmicznie szlifowanie, szpachlowanie, znowu szlifowanie. Robiłem to dla Le Żuka, ale zdecydowanie jest to znienawidzona przeze mnie seria czynności. Nie lubię też wielokrotnego rozkręcania i skręcania tego samego elementu/mechanizmu. 


Sporą część prac wykonałem sam, własnymi łapami, często pokaleczonymi, ale sprawnymi;-) Orałem ile wlazło, łatwo nie było. Od stycznia (no właściwie to od połowy) do prawie końca sierpnia. Wspomagał mnie człowiek do którego mam olbrzymi szacunek i z jego strony otrzymałem wielkie wsparcie. Bez niego Żuk nie byłby tak piękny lakierniczo i nie miałby wielu estetycznych wykończeń. Dłużej też męczyłbym się z wieloma elementami mechanicznymi;-) Podziękowania dla Pana Janusza są w dalszej części tekstu - bo jest jednym z właścicieli firmy na terenie której zwykły, rolniczy Żuk dostał nowe życie.

Żuk na podnośniku we France Automobiles Service

Nauczyłem się przez te parę miesięcy całkiem sporo i wspomnieć tutaj muszę mojego nieżyjącego od kilkunastu lat dziadka, bez którego nie potrafiłbym wykonać samodzielnie wielu rzeczy (i pewnie nosiłbym rurki;-) To on pokazał mi jak fajne jest tworzenie czegoś z niczego (lub złomu) i naprawianie mechanicznych urządzeń. Pokazał jak rozumieć ich działanie i potrafić sprawić aby działały bezawaryjnie jak najdłużej. Chyba niestety nigdy nie miałem szansy naprawdę mu za to podziękować...


Pora na zestaw peanów dziękczynnych, które należą się bardzo wielu osobom. Bez nich mój głupi, szalony, niezrozumiały dla wielu, styczniowy pomysł pozostałby w sferze nigdy nie spełnionych marzeń. Na szczególne podziękowania zasługuje France Automobiles Service - bez wsparcia właścicieli (i załogi, szczególnie w osobie Leszka) tego serwisu nie miałbym cienia szansy na doprowadzenie projektu do końca. Żadne słowa, żadne podziękowania nie pokryją wsparcia jakie otrzymałem od nich. W dzisiejszych czasach, nastawionych wyłącznie na zysk - cieszy, że zna się tak wspaniałych ludzi. Dlatego po raz kolejny bardzo serdecznie dziękuję za pomoc i zaangażowanie - nie mam niestety możliwości odwdzięczyć się choćby w kilku procentach... (ale będę się uparcie starał).


Seria podziękowań należy się też wszystkim tym którzy wspierali projekt i od których otrzymałem sporo wsparcia rzeczowego. Nie będę wymieniał z imion i nazwisk, bo boję się że kogoś mógłbym pominąć. Dziękuję Wam wszystkim którzy przekazaliście choćby mały duperel aby zainstalować go w Żuku. Bez tego wsparcia - miałbym na pewno problem finansowy i trudność z dopięciem całości tematu. Potrwałoby to pewnie o kilka miesięcy dłużej, a start Złombola już niebawem. Mina każdego kto wsiada do auta i mówi - "skąd wziąłeś tak genialne fotele?" - rekompensuje wszystkie trudności i niedogodności;-)


Projekt Le Żuk został właśnie oficjalnie zakończony i zamknięty. Maszyna jest gotowa do startu w Złombolu 2014. Na tym blogu już niebawem relacja z samego rajdu. Po powrocie z niego - podsumowanie. Po odpoczynku - wznowienie projektu Le Żuk i kolejna przebudowa;-) Wiem, jesteście ciekawi jaka - na razie to nieduża tajemnica;-)

Nie martwcie się jednak - jeszcze kilka drobiazgów (jak lodówka) muszę w Żuku zainstalować, więc to i owo przed wyjazdem tu opiszę;-) 

wtorek, 19 sierpnia 2014

Maszyna żyje

Wtorek okazał się dniem łaskawym;-) Po dwóch tygodniach Żuk opuścił podnośnik! Trochę to trwało bo pewne drobiazgi pokomplikowały proste z pozoru plany, ale co tam - najważniejsze ze się udało.

Z rana wycieczka do sklepu po kawałek kolumny kierowniczej z nowymi krzyżakami, za 120 zł. Później zaś montaż owego fragmentu, montaż nowej przekładni kierowniczej (regenerowana), instalacja chłodnicy wraz z nowym tunelem i zalewanie poszczególnych elementów świeżymi sokami;-) Silnik i pompa wtryskowa dostały olej silnikowy Castrola, odśrodkowy regulator kąta wtrysku i przekładnia kierownicza dostały przekładniowego Hipola. Chłodnica zaś na razie wodę, bowiem układ musi zostać przepłukany - z nagrzewnic leciała po prostu zupa pomidorowa;-)

Kiedy wszystko zostało poskręcane, posprawdzane i wyregulowane - silnik obudziliśmy do życia. Pracuje ładnie i równo, aczkolwiek jutro jeszcze czeka go regulacja zaworów. Nie obyło się bez małej jazdy próbnej i na jaw wyszła niespodzianka - prędkościomierz przekłamuje w górę po prostu kosmicznie. Winny jest napęd linki ze skrzyni Lublina - linka pracuje wyraźnie szybciej niż w Żukowej skrzyni. Skutkiem jest 120 km/h na liczniku przy raptem 60 ;-) Muszę wyknuć jakiś reduktor, ale najpierw sprawdzę czy przekłamanie jest liniowe.


Tunel za chłodnicą sprawdził się perfekcyjnie - wskazówka stoi jak skała na 80 st. C. Nawet nie próbuje pomaszerować wyżej, a próby z kawałkiem folii z papierosów wykazały niezbicie że ssanie powietrza odbywa się na całej powierzchni czołowej chłodnicy. Wyraźnie czuć na dłoni jak powietrze jest zasysane. Pomysł budowy tunelu okazał się strzałem w dziesiątkę. Wentylator przed chłodnicą będzie tylko krytyczną rezerwą.

Co pozostało do zrobienia? Jutro regulacja zaworów i wycieczka po przegląd techniczny. Następnie trochę elektryki do wykończenia, montaż tabletu, wyprawa po box dachowy i z grubsza gotowe;-)

Lokalizacja

Trochę techniki nowoczesnej przed wyjazdem zostało zastosowane w Żuku. To że ma monitoring GPS od Tmatic to już wiecie. Dzięki teamowi AutoFOCUS powstała aplikacja która po zainstalowaniu na telefonie z Androidem - przekazuje aktualną pozycję na specjalny serwer. Z kolei załoga Żul Panter przygotowała na bazie tej aplikacji - specjalny link który generuje mapki z zaznaczoną aktualną pozycją na mapie. 

Mając ów link - zrobiłem stronę Gdzie Jesteśmy (widoczna powyżej, pod głównym bannerem bloga) i na niej znajdziecie zarówno wygenerowane mapki z bieżącą pozycją, jak i link do strony gdzie możecie podglądać wszystkie załogi. Mam nadzieję że będziecie regularnie sprawdzać gdzie jesteśmy;-)


Linki generowane są dynamicznie, więc jeśli maszyna się przemieści - obrazki po odświeżeniu strony ulegną zmianie.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Szewski poniedziałek

Łatwo nie było. Tysiąc telefonów i mało istotnych spraw. Do tego ciężka noc, ale jakoś się dało przetrwać;-) Rozrząd poskładany, pompa wtryskowa na miejscu, takoż i wtryski i przewody wysokiego ciśnienia. Potem odpowietrzenie układu i niestety okazało się że akumulatory muszę kupić nowe. Na szczęście ma się znajomości tu i ówdzie i jakoś damy radę z kasą. 


Z rana udało mi się wspomóc Leszka który składał mechaniczną część Żuka, oraz umyłem ślicznie wiatrak chłodnicy, aby pysznił się żółtością;-) Potem zająłem się wykończeniem tunelu chłodnicy. Pan Janusz nudząc się w niedzielę wykonał obcinanie, szpachlowanie i malowanie tego co ulepiliśmy razem we czwartek. Powstał zacnej urody tunel do którego trzeba było dorobić łapki mocujące. Użyłem do tego listwy która kiedyś mocowała tylną tapicerkę w Żuku. Wyklepałem ją na płasko, pociąłem, podoginałem i zanitowałem do obudowy. Wszystko uroczo trzyma się kupy. Dociąłem też tunel samego wiatraka - więc to co widzicie na fotce powyżej w rzeczywistości ma nieco inny wygląd - ten okrągły tunel ma zrobione wycięcia na osłonę rozrządu i parę innych detali podciętych.



Kolejny krok prac dzisiejszych to zrobienie stopni kabiny przedniej z ryflowanej blachy aluminiowej. Prawy wyszedł tak sobie, ale za to lewy - cacko;-) Pomierzony, docięty, wygięty i wyklepany. Nitowany na dwa nity, oraz przykręcony 3-4 śrubami wraz z czarną listwą. Jest solidnie i uroczo;-)



Zatem detale główne w kabinie są definitywnie skończone. Pozostało trochę walki z duperelami, ale najważniejsze prace z głowy. Muszę kupić  specjalne kształtki aluminiowe i wykonać mocowanie tabletu, ale to nie jest wielki problem.

Tak wyglądał złożony rozrząd i układ chłodzenia i zasilania w prąd

Na jutro mam wizytę na Krynoliny 7 aby odebrać kawałek kolumny kierowniczej na której był luz. Całe 120 złotych pójdzie. Mając ten element - zamontujemy przekładnię kierowniczą, złożymy układ chłodzenia i Grzmiący Rydwan będzie znowu jezdny;-) Pozostanie odpowietrzyć układ hamulcowy, założyć nowe akumulatory, ustawić zbieżność, zrobić przegląd i można jechać do Hiszpanii...

Łatwo nie było. Udało się.

sobota, 16 sierpnia 2014

Nic się nie dzieje

Można by pomyśleć że tytuł jest prawdziwy, bo niewiele widać sukcesów, ale nie jest tak źle. Le Żuk nadal stoi na podnośniku z rozpiętym rozrządem, zdjętą pompą wtryskową i bez chłodnicy. Wszystkie jednak elementy układanki są już na miejscu i pozostało to i owo poskładać;-) Będzie dobrze...

Dzisiaj wraz z panem Januszem zaatakowaliśmy temat tunelu do chłodnicy. Problem z chłodzeniem w Żuku i Nysie pojawia się w korkach, bowiem wiatrak znajduje się za chłodnicą (stojąc przed autem) i ma powietrze ssać, przeciągając je przez chłodnicę. Dopóki auto jedzie - pęd sam wciska powietrze między lamele chłodnicy. Kiedy jednak stajemy w korku - wszystkim musi zająć się wentylator. Jest on mniejszy od powierzchni chłodnicy i ma tylko 4 łopatki (podobno wersje na Maroko i Egipt miały sześć), oraz niestety znajduje się jakieś 4-5 cm od chłodnicy. Powoduje to że powietrze nie przepływa przez chłodnicę w takiej ilości jaka jest konieczna i temperatura silnika niebezpiecznie rośnie. W krajach gorących to poważny problem i może skończyć się przegrzaniem i śmiercią silnika. 




Na forum polskiedostawczaki.pl kilku kolegów robiło tunele do chłodnicy, instalowane za nią. Powodują one ograniczenie dopływu powietrza z boku wiatraka i zmuszają je do przepływu przez chłodnicę. Pomysł prosty (stosowany w eksportowych wersjach) i łatwy stosunkowo do wykonania. Niestety wszystkie zdjęcia na wspomnianym forum obrazują tunel do wersji benzynowej, a ja mam diesla z Andorii. Stąd konieczność własnej konstrukcji. 

Wybór mieliśmy między blachą 0,5-0,6 mm, a laminatem z włókien szklanych. Z racji wygody i lenistwa stanęło na laminacie. Najpierw na chłodnicy odrysowałem białym flamastrem dokąd sięgają łopaty wiatraka. Później poszukaliśmy stosownie wielkiej "tulei". Ustawiliśmy ją na miejscu, z kartonu i mnóstwa taśmy zrobiliśmy formę, a na deser wszystko zostało pokryte tkaniną szklaną, przesycone żywicami i spokojnie stwardniało. 


W efekcie uzyskaliśmy bardzo gustowny przedmiot, który zapewni przepływ powietrza na poziomie niezbędnym do skutecznego chłodzenia silnika. Pozostało go oszlifować, poszpachlować, pomalować i zamontować. Być może wymagał będzie lekkiego skrócenia "komina", ale nie jest to problem. Tak więc na gorącą Hiszpanię jesteśmy gotowi - mamy czystą chłodnicę, tunel do poprawy jej przewietrzania, a w odwodzie jest jeszcze opcja puszczenia płynu chłodzącego przez przednie nagrzewnice i kiedy nawet i to zawiedzie - odpalę dodatkowy wentylator przed chłodnicą. Powinno dać radę;-) 

Na zakończenie dzisiejszego wpisu kilka drobiazgów:
  1. Złombolowy licznik zatrzymał się na 386 załogach. To absolutny rekord. Jeśli na starcie pojawią się prawie wszyscy - to będzie to imponujące zgromadzenie;-)
  2. Będziecie mogli śledzić na bieżąco naszą pozycję dzięki stronie http://gdzieonikurdesa.waw.pl/ - załoga to oczywiście Grzmiący Rydwan. Być może twórca aplikacji dorobi link bezpośredni do konkretnej załogi - jeśli tak się stanie - na pewno o tym poinformuję.
  3. Byłem wczoraj w Lublinie - ojczyźnie Żuka;-) Poniżej fotka fragmentu pewnej kamieniczki ze starego miasta - mnie urzekła i chyba nakleję ją gdzieś na Żuku;-)

wtorek, 12 sierpnia 2014

Oklejania dalszy ciąg

Wtorek nie przyniósł rewolucyjnych zmian w kondycji Le Żuka, ale parę rzeczy się wydarzyło. Pierwszą czynnością poranną było naklejenie naklejki na bagażniku dachowym. Mimo że wysoko i nie do końca wygodnie - to jednak się udało. Tak więc naklejka France Automobiles Service pyszni się na zasłużonym i podłużnym miejscu;-) Ładnie skomponowało się z logiem Francuskie.pl


Drugim krokiem było zapakowanie chłodnicy i dostarczenie jej do "specjalnego pana". Wybór padł na firmę http://www.chlodnice.net.pl/ - zasłużoną na warszawskim rynku i znaną od lat. Miałem przyjemność być obsłużonym osobiście przez samego wodza. Za całe 150 zł chłodnica zostanie przejrzana, wyczyszczona, wzmocnione lutowania, dospawane zostaną dwa dodatkowe uszka dzięki którym zamocuję tunel za nią (co poprawi chłodzenie). Dostanę też nowy korek chłodnicy. Gotowa będzie na czwartek. 

Odebrałem w międzyczasie telefon i zostałem zaproszony po odbiór kierownicy z obszycia. Uznałem powiem że nie mogę jechać z rozłażącą się w palcach kierownicą z ubytkami. Dlatego pozyskałem odpowiednio wcześniej drugą, z Lublina i oddałem do sklejenia i obszycia. Efekt przeszedł kilka razy moje najśmielsze oczekiwania. 


Środek, czyli miejsce klaksonu zostanie obciągnięte tym ślicznym beżowym skajem, dzięki czemu powinna się ładnie skomponować z deską. No chyba że nie będzie to piękne, to zostanie po prostu czarny plastikowy środek;-) Koszt operacji - 190 zł. 

Minęło trochę czasu i odebrałem telefon od "specjalnego pana" od pomp wtryskowych - jutro rano odbieram swoją po remoncie, wraz z odrestaurowanymi wtryskiwaczami. Koszt - 700 zł. Na szczęście do wydania pozostało jeszcze 150 zł za ustawienie zbieżności i opłata za przegląd techniczny. Poza tym - koniec z wydatkami (mam taką nadzieję)...

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Oklejamy się!

Poniedziałek to nie jest łatwy dzień. Zawsze jest coś z weekendu, albo z zeszłego piątku co trzeba nagle dokończyć. Ja miałem z rana drobna awarię u klienta i wyprawę z pompą wtryskową i wtryskiwaczami do "specjalnego Pana". Po dojechaniu na miejsce panowie się lekko zdziwili że to już kolejna pompa do Żuka w ciągu dwóch tygodni, ale po chwili usłyszeli "Złombol" i wszystko stało się jasne. Podjęto pionierskie zobowiązanie że do czwartku będzie gotowe, choćby mieli nie spać i w przyjacielskiej atmosferze rozstaliśmy się;-)

Mając jeden problem z głowy i mało czasu - postanowiłem nakleić naklejki darczyńców które odebrałem w piątek. Niestety pomysł naklejenia czegoś na boczku bagażnika dachowego spalił na panewce - Żuk stoi bowiem na podnośniku i jego bagażnik jest sporo wyżej niż zwykle. Dlatego udało się wykonać tylko 30% planu - nakleiłem jedną, niedużą naklejkę na tylnej szybie. Ale to nie oznacza że mało ważną;-) Sympatyczny sklep turystyczny wsparł Złombol workiem złotówek - więc naklejka się należy i to na dobrym miejscu. Przy okazji oczywiście zachęcam do zajrzenia do sklepu i przejrzenia asortymentu - może się coś komuś spodoba i przyda - adres www.tierone.pl 


Kolejne naklejki się robią i w tym tygodniu powinienem mieć wszystkie. Jak maszyna zjedzie z podnośnika - nakleję te bagażnikowe. Plan na ten tydzień obejmuje właśnie oklejanie, oraz wykonanie stopni kabiny z ryflowanej blachy i tunelu do chłodnicy, aby poprawić przepływ powietrza przez nią. Jak wróci pompa - składamy rozrząd, składamy układ chłodzenia i zasadniczo gotowe!

piątek, 8 sierpnia 2014

Spokojny piątek

Jeśli spodziewacie się dzisiaj czegoś spektakularnego to od razu się wyluzujcie. Po pierwsze mało czasu na prace, a po drugie - raptem udało się wyjąć pompę wtryskową. I byłoby super gdyby nie okazało się że firma która miała zająć się jej obsługą ma urlop do 18.08. Na szczęście pomogła zaprzyjaźniona ekipa Złombolowa i podrzuciła adres innych "specjalnych panów co się znają". Pompa w poniedziałek trafi zatem tutaj - www.oleszczukdiesel.pl. Tanio podobno nie będzie, ale za to dobrze.



Odwiedziłem też dzisiaj naszego pierwszego darczyńcę - firmę Xicorr z Warszawy, producenta zegarków, w tym słynnej Warszawy M20. Obejrzałem linię produkcyjną (to ręcznie składane cacka), nowe wzory i dotknąłem zegarka który już niebawem się pojawi w sklepach - Czarna Mańka, czyli Warszawa M20 cała czarna i w ściśle limitowanej ilości 175 sztuk. Ja miałem w ręku egzemplarz z numerem seryjnym 000 - czyli działający prototyp. W przyszłym tygodniu naklejka Xicorr ozdobi prawy bok Żuka.


Kupiłem dzisiaj spory kawałek ryflowanej blachy aluminiowej - za całe 170 zł. Większość zainstalowałem na dachu, nitując wprost do bagażnika dachowego. Dzięki temu znowu mam przyjemy półmrok w kabinie i słońce nie powinno już tak bardzo przeszkadzać. Rozwiązany powinien tez być problem szyberdachu i jego szczelności. W sumie jakby to aluminium ciut tańsze było, to chętnie pokryłbym cały bagażnik - można by wówczas rozstawić na nim namiot. Reszta zakupionej blachy zostanie zużyta na wykonanie stopni przedniej kabiny. 

Na zakończenie dnia odebrałem materiały reklamowe dwóch innych darczyńców - teraz czeka mnie ich naklejanie;-)


czwartek, 7 sierpnia 2014

Dużo drobiazgów

Na czwartek zaplanowane miałem to i owo, ale jak zwykle zrobiłem przy okazji coś innego;-) Na pierwszy ogień poszedł montaż tylnych chlapaczy (peerelowskie oryginały) za pomocą nabytego wczoraj płaskownika aluminiowego za całe 13 zł. Pociąłem go na gustowne kawałki, wykonałem dziurki i trzema śrubami 4mm skręciłem każdy chlapacz do wspornika. Chlapacze są krótkie, nie zasłaniają koła zbytnio i mają ten uroczy podwójny szewron - idealne do Le Żuka;-)


Po takim sukcesie byłem żądny dalszych, pozytywnych wrażeń i zająłem się podświetleniem tylnej tablicy i światłem cofania. Oświetlenie rejestracji było banalne - podłączyłem lampki LED i gotowe. Światło cofania za to dokopało mi dość zdrowo. Po pierwsze kabelki do czujnika w skrzyni były mocno zmęczone życiem, ale probówka raportowała że prąd w nich jest. Zwarłem je na krótko i sprawdziłem probówką prąd na ostatniej kostce - był. Sprawdziłem więc na stykach lampki - też był. A lampka milczała złowieszczo. Obejrzałem żarówkę - idealna i sprawna. Wkładam na miejsce - nie działa. Sprawdzam masy - jest ok, wpinam probówkę - działa. Okazało się ze nowiutka żarówka w lampce cofania była na 24V. 

Wróciłem z żarówką 12V - wkładam, nie działa. Prądu nie ma w całej linii światła cofania. Przyczyną tym razem był bezpiecznik - muszę je wszystkie wymienić na bagnetowe, bo mnie krew zaleje od tej starożytności i niekontaktów. Powymieniałem kabelki na nowe, zaizolowałem gdzie trzeba, upiąłem wiązki. Powinno być ok.

Wymieniłem też przerywacz kierunkowskazów na elektroniczny z Malucha. Wszystko działa ok, poza awaryjnymi (na osobnym przerywaczu) - tutaj działa tylko lewa strona. Nie wiem dlaczego, muszę popatrzeć w schemat elektryczny.

Następnym krokiem było zainstalowanie nowej rury powietrznej między filtrem i kolektorem dolotowym, oraz wymiana oleju w tylnym moście. Zalany świeżym Hipolem jest gotowy do podróży na koniec świata;-) Mając ogarnięty cały tył od dołu - założyłem na miejsce kosz koła zapasowego i włożyłem samo koło. Jako zapas pojedzie oryginalna 16" felga od Żuka z oponą z dętką. Tak na wszelki wypadek, bo nie sądzę żebym jej potrzebował, ale może dam komuś kto będzie stał na poboczu...


Na koniec dzisiejszych prac wlazłem na dach aby pomierzyc kilka drobiazgów, oraz sprawdzić jak pasować będą dwa zbiorniki na wodę (w sumie 40l). Kupiłem je za 72 zł na Allegro. Mają służyć jako źródło ciepłej wody w trasie - aby można się było w razie czego umyć. Muszę tylko wykombinować jak je zamontować - na leżąco są niższe, ale nie da się ich zalać do pełna, więc pewnie będą na stojąco, co niestety nieco podwyższy Żuka.


Przyjechała też dzisiaj specjalna tablica do Żuka - za całe 12 zł, oraz przekładnia kierownicza po regeneracji za 200 zł. Tablica znajdzie się na desce rozdzielczej, lub nakleję ją nad tylnymi drzwiami - jeszcze zobaczę;-)

Ads