Translate this blog

niedziela, 30 marca 2014

Wyprawa po bagażnik

Pogoda piękna, poranek uroczy, więc o 11:00 ruszamy z Michałem po bagażnik do Żuka. Celem jest nieduża wieś niedaleko Zwolenia (okolice Radomia). Leży tam i czeka na mnie cudnej urody bagażnik dachowy. Dokładnie taki jaki chciałem, do tego niepowykrzywiany itp. Żuk był chętny na taką wyprawę, aż merdał antenką. Na desce rozdzielczej osadziłem stosownego pieska aby fura nabrała lanserskiego charakteru;-)


Do wyboru mieliśmy nudną dwupasmówkę do Radomia, lub krętą jednojezdniówkę przez Górę Kalwarię. Jako że Le Żuk nie ma potrzeby wyprzedzania czegokolwiek i raczej sam jest wyprzedzany - wybraliśmy bardziej urozmaiconą drogę. Spokojnie nawijaliśmy kilometry na koła, maszyna szła jak przeciąg;-) Po dwóch godzinach z niewielkim hakiem osiągnęliśmy cel. Oto mroczny obiekt mego pożądania.


Jest to bagażnik dla ekip remontowo-budowlanych, z panelami na reklamę (których aktualnie brak, ale się dorobi). Wielki i pojemny, stosunkowo lekki. Okazało się niestety że na dach Żuka nie da się go założyć, bo ma ciut za krótkie łapki (lub Żuk ma zbyt wysoki dach od rynienek - brakło ze 3-4 cm). Dało by się zapiąć go po jednej tylko stronie do rynienki, ale nie chcieliśmy kombinować z mocowaniem sznurkami itp. Szybki demontaż łap i wsunęliśmy go do bagażnika. Trochę wystawał, ale kto by się tym przejmował;-) Paracord, wiązanie klapy aby nie latała i jedziemy do Warszawy. Cena bagażnika to 320 zł, koszt dojazdu 100 zł. Kurierem nie byłoby taniej ze względu na wymiary, a przy okazji Żuk miał test wygłuszenia.

Żuk w Biedronce

W drodze powrotnej było miło i przyjemnie, dodatkowa wentylacja zapewniła doznania jak w aucie z klimą. Tym niemniej hałas nie wzrósł jakoś drastycznie. Podczas podróży cały czas poziom dźwięku oscylował w okolicach 76 dB, co jest dobrym wynikiem jak na brak mieszka dźwigni zmiany biegów i otwartą klapę tylną;-) Natomiast nie było żadnych wibracji i rezonansów - to zdecydowanie miła wiadomość. Ponadto jest wyraźnie ciszej w stosunku do pamiętnej pierwszej jazdy, spokojnie sobie rozmawialiśmy z Michałem i nie byliśmy ogłuszeni hałasem. 


Bagażnik zostanie przystosowany do dachu Żuka - dospawam przedłużenia łap i spokojnie zajmie prawie cały dach, co jest o tyle dobre, że odpada mi problem mocowania dodatkowego pałąka na halogeny dachowe - po prostu zostaną zamocowane do bagażnika. Będzie wypas. 

W sumie cała wyprawa zajęła 5,5 godziny niespiesznej jazdy. Było całkiem miło, przejechaliśmy 250 km i spokojnie damy radę na Złombolu wysiedzieć w Żuku całą trasę (chyba;-)

Niedzielne cudeńka

Jest niedziela, a więc tradycyjnie już jakieś Żukowe ciekawostki. Tym razem to dość udana renowacja Żuczka w wersji dwuosobowej. Warto obejrzeć film - od ósmej minuty w razie jakby link niepoprawnie działał.



Polecam w wolnej chwili obejrzeć cały odcinek - jest ciekawy. Wracając jednak do Żuka - podoba mi się z grubsza jego wykonanie, ale TAK NIE BĘDZIE WYGLĄDAŁ Grzmiący Rydwan;-) Nie akceptuję boazerii;-) 

Fajnie że Żuk został uratowany i nie trafił na złom, tylko zyskał drugie, ciekawe życie. Mam nadzieję że zobaczę go w przyszłą niedzielę na otwarciu sezonu Youngtimer Warsaw...

sobota, 29 marca 2014

Pojeździłem Żukiem

Dzisiaj trochę tylko pracy - do przygotowanej wcześniej ramy tylnych foteli dospawaliśmy nóżki, potem ją pomalowałem i to byłoby z grubsza wszystko z prac. Żuk wyjechał na świeże powietrze, na pakę wrzuciłem nieco towaru dla kolegi i ruszyłem w drogę. Pierwsze metry jak zwykle tragedia, zanim przestawię się na ręczną skrzynię, ręczne wyłączanie kierunkowskazów i trzymanie wypadającej dwójki podczas przyspieszania. No ale po chwili to wszystko mija i jest ok. 

Przeleciałem przez Waszyngtona, most Poniatowskiego i zjechałem w Wisłostradę. Tam zaś kosmiczny korek bo jakiś mecz na Legii. Ominąłem uliczkami bocznymi, wyładowałem towar i ruszyłem w drogę powrotną. Godzinkę później wykonałem kilka dodatkowych jazd do marketu po drobiazgi i jeszcze do garażu. W sumie zrobiłem dzisiaj Le Żukiem jakieś 25 km i muszę powiedzieć że mimo braku mieszka dźwigni zmiany biegów - jazda jest przyjemna. Hałas jest wyraźnie mniejszy, przy 80 km/h da się rozmawiać, nic nie rezonuje (poza tylną klapą której nie tknąłem jeszcze), nie brzeczy, nie drga. Jest naprawdę milutko. 

Jutro trasa do Radomia i z powrotem, co w sumie da jakieś 250 km - czyli połowę dziennego dystansu Złombolowego. Zobaczymy jak się będę po tym czuł;-)

piątek, 28 marca 2014

Piątek - dzień stolarski.

Godzina 11:00 - zajeżdżam do Żuka, a tam tylny pas już biały, błyszczący i suchy. Znaczy - ktoś dziś nie spał;-) Pan Janusz całkiem zadowolony z siebie właśnie szpachlował prawą stronę, szykując ją do malowania. Zająłem się więc uzbrojeniem tylnego pasa w światełka, aby móc jechać w niedzielę po bagażnik. Na razie założyłem stare klosze świateł, bowiem trzeba jeszcze raz będzie je ściągać do malowania. Następnym krokiem było skończenie podłogi z tyłu.


Trochę cięcia, trochę szablonów, nieco atrakcji z pilnikiem typu tarnik, wkrętarka, blachowkręty, klej wikol i oto podłoga gotowa. W sumie 2h roboty, potem pracowicie dwie warstwy impregnatu. Będzie można przygotować ramę do foteli i zamocować na gotowo. Zaczyna być widać zakończenie prac kabinowych, poza oczywiście wykonaniem serii dupereli z elektryką;-)



Normalnie parkiecik prawie wyszedł. Wszystko przykręcone, powinno dać dodatkowe wyciszenie tyłu, od dołu. Zobaczymy w niedzielę jak to wyjdzie w trasie. 



W ramach móżdżenia przeanalizowaliśmy wstępnie temat zrobienia drabinki do bagażnika dachowego i ramy do koła zapasowego. Drabinka niestety nieco zwiększy ciężar klapy, co może spowodować konieczność wymiany siłowników, które zresztą i tak trzeba wymienić na dłuższe o 2-3cm, bo klapa otwiera się za nisko i regularnie uderza się w nią głową jeśli nie zachowamy czujności. W opcji jest drabinka z boku auta, ale obawiam się o przejście przeglądu z takim bocznym wypasem. Temat jest jeszcze do przeanalizowania.

Jutro docinam wykładzinę dywanową na tył podłogi i zabieram Le Żuka na miasto;-)



czwartek, 27 marca 2014

Robi się ładnie

Wpadam dzisiaj do Le Żuka, a tam zmiany jak cholera. Okazało się że Pan Janusz nie mógł już patrzeć na nieco pognieciony tył maszyny i zaatakował go całym arsenałem sił i środków. Wyszpachlował ładnie wszystkie uszkodzenia, wyszlifował, pokrył stosownymi warstwami lakierniczymi. Szczęka mi opadła, bo jest na co popatrzeć;-) Spójrzcie na fotki z poniedziałkowego wpisu - widać jak to wyglądało...

Trwa szlifowanie szpachlówki

Jako że do tyłu nie mogłem się dopchać, zająłem się przykręceniem płyt podłogi za pomocą długich wkrętów i dokonałem montażu przednich nowych kierunkowskazów. Żuczek nabrał szlachetniejszego wyglądu;-)


Jutro malowanie tyłu na docelową biel i montaż oświetlenia, bo w niedzielę maszyna pokona prawie 400 km. Trzeba bowiem skoczyć kawałek za Radom po bagażnik na dach. Z racji rozmiarów - najlepiej pojechać samodzielnie;-) Przy okazji przetestuję Żuka na trasie po części prac wygłuszeniowych.

Kiedy opuszczałem warsztat Pan Janusz przymierzał się do dalszego ataku na Żukowe niedoskonałości blachowe. Czuje że jutro cały wóz może być biały;-)


A tak wyglądał tył kiedy wychodziłem. Nałożony jakiś cudaczny szuwaks antykorozyjny. Na to poleci docelowy lakier. Jutro (lub w sobotę) Lexus Look w pełni;-)

Przy okazji - jeśli ktoś ma w piwnicy/garażu zbędny szyberdach uniwersalny i chce się go za niewielką ilość biletów NBP pozbyć to proszę o info. Pożądam dość mocno. 

wtorek, 25 marca 2014

Prace stolarskie;-)

Z rana wyprawa do Castoramy gdzie wczoraj zleciłem wycięcie nowej podłogi do Żuka. Trzeba było to odebrać i prawdę mówiąc nieco się wystraszyłem jak zobaczyłem gotowe płyty i ich rozmiary. Obawy jednak szybko prysnęły, nie takie się cuda w C4 mieściły, to i podłoga do Żuka wejdzie;-) W końcu C4 większe;-) Miny ludzi jak widzieli moje poczynania - bezcenne. Najpierw zamieniłem tył auta w lądowisko dla myśliwca, a potem spokojnie zapakowałem towar ze sporym luzem;-)



Po przybyciu do garażu przystąpiłem do wysprzątania tyłu Le Żuka do czysta. Następnie dociąłem wykładzinę głuszącą poroso (robią to ze szmat, można w niej znaleźć np. własne dżinsy z kontenerka PCK, koszmarnie się tnie ten towar) i przykleiłem tu i ówdzie. Nadszedł wreszcie ważny moment - docięcie formatek podłogowych. Formatki zamówiłem z 12 mm płyty MFP, czyli taka drobna płyta wiórowa. Dla potomnych podaję wymiary:

  • Ta wielka płyta, zaraz za kabiną kierowcy - 162x122 cm
  • Mniejsza, między wnęki kół - 108x75 cm
  • Tylna część - 162x52 cm


W tylnej trzeba wykonać skosy za pomocą wyrzynarki. W przedniej wyciąć stopień i otwór inspekcyjny do zbiornika paliwa. Warto przy tej okazji powiększyć oryginalny otwór w podłodze, uważając aby nie przeciąć węży paliwowych. Następnie wycinamy otwór w nowej podłodze - jeszcze większy aby płyta swobodnie leżała na starej podłodze. Dzięki temu nie wpadnie do środka.  




Ostatnia płyta jest nieco krótsza niż oryginalna podłoga, trzeba bowiem pamiętać o klapie, która wchodzi do środka auta przy zamykaniu. Krawędzie tyłu i stopień przy drzwiach przednich załatwię za pomocą kątowników aluminiowych, co zabezpieczy tez wykładzinę przed podwijaniem. Płyty na razie po prostu leżą, ale zostaną przykręcone do podłogi wkrętami. 

Kolejny krok to obudowanie wnęk kół płytą MFP, której kupiłem nieco więcej (dodatkowa formatka 100x100 cm). Dotnę kawałki i przykręcę blachowkrętami do wnęk. Następnie impregnat aby płyta nie piła wody zbyt chętnie. Potem wstawię zespawaną ramę i obliczę niezbędne jej mocowania do podłogi. Na koniec na ramie pojawi się specjalnie docięta płyta OSB o grubości 22mm. Wszystko zaś przykryje wykładzina taka jak w kabinie kierowcy. 

Do Złombola już tylko 170 dni;-)

Permanentna inwigilacja;-)

Oto news dnia - załoga Grzmiącego Rydwanu będzie miała na pokładzie system lokalizujący! Będziecie na bieżąco mogli sprawdzić gdzie aktualnie jesteśmy, a po całej wyprawie zdamy precyzyjny raport o dystansie i innych danych zebranych przez profesjonalny system. Wszystko to dzięki warszawskiej firmie T-matic, która wyposaży Le Żuka z swoje urządzenia. 

Magia, szatańskie wynalazki, czyli XXI wiek w całej okazałości;-) Zapewne Le Żuk jest jedynym z ponad pół miliona wyprodukowanych egzemplarzy w którym takie cuda się znajdą;-) Serdeczne podziękowania dla T-matic za wytypowanie naszej maszyny.

poniedziałek, 24 marca 2014

Krótki poniedziałek

Bardzo krótki był dzisiejszy dzień - więcej bowiem czasu spędziłem w sklepach niż przy aucie. Wydałem w sumie 130 zł w sklepie z częściami do Żuka na oświetlenie tyłu i 230 zł w Castoramie na niezbędne płyty MFP, oraz szpachlówki i inne cuda związane z koniecznością przygotowania auta. Przy okazji okazało się że tylne lampy do Żuka stają się rarytasem. Kupiłem bowiem ostatnie cztery sztuki i więcej nie będzie - fabryka została jakiś czas temu sprzedana zdaje się Chińczykom i nie produkuje już klasycznych "kopułek". Tym niemniej poradzę sobie, ale uczulam na ten fakt innych złombolowiczów - kupujcie póki czas. 

Wpadłem na chwilę do garażu, wetknąłem świeżo nabyte lampki w miejsca i popatrzyłem czy koncepcja jest słuszna;-) Wygląda na to że tak, zresztą oceńcie sami.


Lampki są wetknięte, a nie przykręcone. Jak pójdzie docelowo biały lakier na furę (do pewnej wysokości), to wszystko powinno ładnie się zakomponować. Popatrzcie też jak ładnie polimer przez weekend pożarł korozję.


Jutro odbieram z Castoramy zamówione płyty i atakuję montaż foteli. Potem dalsze działania blacharskie i elektryczne. Komuś nie turla się po domu kierunkowskaz od Żuka (jak na fotce powyżej), nowy, albo samo przezroczyste szkło? Chętnie przygarnę;-)

niedziela, 23 marca 2014

Niedzielne rozmaitości

Jest niedziela, a więc pora na trochę ciekawostek z okolic Żuka i PRL. O tym że polskie samochody były szeroko eksportowane w świat to chyba wszyscy wiedzą (w pewnym momencie na eksport trafiało 74% Nysek). Był to jeden z powodów trudnej dostępności tych aut w Polsce, ale jednocześnie w ten sposób kraj nasz pozyskiwał niezbędne mu dolary i inne waluty wymienialne. Takie to były czasy. Zaciekawiła mnie przy tej okazji liczba wyprodukowanych aut Żuk i Nysa, bowiem mimo dużego eksportu, widziało się je kiedyś wszędzie. 

Żuka wyprodukowano w sumie 587 500 sztuk w ciągu 39 lat produkcji. Nysy powstało mniej - w ciągu 36 lat - tylko 380 575 egzemplarzy. Daje to średnią produkcyjną 15 064 Żuki i 10 571 Nysy rocznie. Liczby te nie są oszałamiające, ale takie były czasy i możliwości. Produkcja aut rozwijała się powoli i szczyty produkcyjne osiągnięto w okolicach połowy produkcji (lata 70-te). Dla porównania z możliwościami produkcyjnymi dużych europejskich firm wezmę tradycyjnie Citroena, model BX, produkowany nieco krócej niż Nysa i Żuk, ale w podobnych latach - 1982-1994. Stworzono go  2 315 739 sztuk w ciągu 12 lat. Daje to 192 978 aut rocznie. Imponujące - prawda? Gdyby w takim tempie produkowano nasze dostawczaki, to zalalibyśmy nimi Ziemię;-) W ciągu dwóch lat wyprodukowano by więcej Nys niż w całym okresie produkcji, a Żuków w trzy lata. 

Polskie dostawczaki trafiały do wielu egzotycznych krajów, najczęściej o politycznym zabarwieniu czerwonym, lub w okolicach tego koloru demokracji. W Egipcie była nawet montownia Żuków - Ramzes. Kupowały je też państwa kapitalistyczne - krążą pogłoski o dostarczaniu do Francji Żuków bez napędu i zabudowy ramy - podobno budowano na nich kampery. Dostarczano też w pełni kompletne auta to RFN. Najwięcej jednak trafiło do krajów demokracji ludowej. Poniżej coś na kształt testu Żuka w rosyjskim programie "Тест-драйв" (Test-drive).



Do kompletu jest też test Nysy, z tego samego programu.


Jak widać rosjanie doceniali naszą konstrukcję, bazowaną na naszej Warszawie, która bazowała na radzieckiej Pobiedzie (Zwycięstwo), która z kolei co ciekawe - nie została przez Rosjan skradziona po wojnie komuś, tylko się sami wysilili i zaprojektowali.

Na dziś to tyle o Żuku i Nysie, za tydzień kolejna porcja wygrzebanych w sieci drobiazgów. A od poniedziałku prace przy Żuku znowu ruszają z kopyta i będzie się działo...



sobota, 22 marca 2014

Sobotni czyn radosny

Dzień piękny, nie można go było zmarnować. Le Żuk został wystawiony z garażu na słoneczko, chwilkę poczekał i wjechał na myjnię, gdzie karcherem umyłem całą podłogę od dołu, usuwając na oko z 10 kg żyznej ziemi. Irytowało mnie bowiem że po każdym puknięciu gdziekolwiek młotkiem - sypało się z pod niego. Oczywiście on miał prawo być tą ziemią oblepiony w całości, bo w końcu autem pracującym był, ale miałem dość ciągłego zamiatania wokół auta;-)

Tak więc karcher, ciśnienie i jazda. Dwukrotne mycie, z przerwą na namaczanie, nawilżanie i nasączanie, aby błotko radośnie odpadało. Dało radę, aczkolwiek jeszcze całkiem sporo ziemi pod nim wisi. Ta zostanie jednak usunięta dopiero na podnośniku, bo inaczej nie ma jak podejść lancą. 


Potem Żuczek sobie postał na słoneczku i powysychał, a ja w tym czasie zdemontowałem za pomocą diaxa resztę oświetlenia z tyłu. Bez tego narzędzia - zero szans, śruby stały dęba. Nowe lampy kosztują dosłownie kilka złotych, więc nie ma problemu. Wykonałem tez otwory montażowe pomiędzy kloszami tylnych lamp - będą tak jak pisałem wczoraj - trzy, a nie dwie jak dotychczas.

Polimer sobie polimeryzuje i ze szczęścia czernieje;-)

Po zakończeniu prac demotażowych - tarcza z papierem ściernym na maszynę i naprzód do boju! Wyczyściłem tylny pas, wszystkie miejsca gdzie wykwitała korozja zostały oczyszczone i zabezpieczone preparatem polimeryzującym rdzę. 

W dniu 6.04 w Warszawie jest rozpoczęcie sezonu Youngtimer Warsaw i Żuczek ma na nim być. Muszę mieć przynajmniej częściowo skończone wnętrze z tyłu i zrobioną elektrykę na tylnym pasie, abym mógł jechać. Tak więc nie ma na co czekać, tylko trzeba ciąć, spawać i montować;-)

piątek, 21 marca 2014

Cięcie, gięcie i spawanie

Piątek przy Żuku! Od rana prawie do popołudnia. Czuję się zdecydowanie lepiej, znowu mam przypływ pomysłów i wiem że robię coś fajnego. Prace w dniu dzisiejszym skoncentrowane zostały na kabinie z tyłu. We współpracy z Panem Januszem, po ciężkiej pracy koncepcyjnej uradziliśmy jak wykonać mocowanie foteli. Wymierzyliśmy ramę, została ona ustawiona i zespawana. Wyszła całkiem ładnie i nawet prosto;-) Rama będzie przykręcona przelotowo przez podłogę, a fotele zostaną przykręcone wprost do niej. Dzięki temu będzie solidnie i fotele będą się przesuwać na swoich prowadnicach. 

Pospawana rama, leży prawie w miejscu docelowym

Druga rama zostanie wykonana w następnym tygodniu i znajdzie się za fotelami. Do niej przymocowana zostanie przegroda kabiny i zwijarki pasów bezpieczeństwa. Obie ramy będą przykręcone do konstrukcji auta, dzięki czemu w razie pomysłów z ewentualną przebudową kabiny będzie można je łatwo wymontować i przerobić. Za fotelami powstanie trójkątna przestrzeń, ułożę tam różne części zapasowe, do których nie musi być stałego i szybkiego dostępu. Pod ramą foteli znajdzie się przestrzeń na dwie szuflady o dość sporych rozmiarach.

Rama foteli podczas przymiarek. Zostanie ustawiona dokładnie tak jak widać.

W międzyczasie przeprowadziłem demontaż tylnego i przedniego oświetlenia, oraz przeprowadziłem skomplikowaną analizę stanu umysłowego projektantów elektryki Żuka. Okazało się bowiem że tylne kierunkowskazy są inne niż przednie, ale da się tylne założyć z przodu. To już coś. Potem okazało się że te przednie kierunkowskazy różnią się tylko kloszem od lampki oświetlającej tylną kabinę (która zresztą stamtąd prawdopodobnie wyleci), za to tylne kierunkowskazy różnią się tylko kloszem od lampki oświetlającej przednią kabinę. Przyjrzałem się uważnie tyłowi auta i dostrzegłem że aż się prosi wywalić odblask z pomiędzy światła pozycyjnego/stopu a kierunkowskazu i dodać tam lampę. Pozwoli to rozdzielić pozycję/stop na dwie osobne lampy. Po co to robić? Ano raz że i tak muszę wymienić popękane i zniszczone klosze, a dwa że lubię jak jest osobno. Postanowiłem więc kupić kilka białych kloszy i zrobić z tyłu całkowity "Lexus Look". Będzie to fajnie komponowało się z planowanym malowaniem auta. Przynajmniej taką mam nadzieję;-)



Na Allegro znalazłem stosowne czerwone żarówki po 2 zł. Zarówno 21W jak i 5W, potrzebne będą mi jeszcze tylko pomarańczowe i z tyłu zrobi się fajnie;-) Usunięte odblaski zastąpię pasem folii odblaskowej 3M, bo bezpieczeństwo jest ważne. Dodam też dodatkowe światło stop na tylnej szybie.



Podczas tych analiz i oględzin odbiłem nieco szpachli która była spękana na narożniku auta, trzeba będzie zabezpieczyć korozję i wypełnić to miejsce żywicą epoksydową - to lepszy patent niż szpachla. Przy okazji podjąłem decyzję o usunięciu zamka z tylnej klapy. Jest nędznie wykonany i nie ma sensu go naprawiać. Klapa będzie zamknięta za pomocą odchylanego uchwytu na koło zapasowe. Zobaczycie jak zrobię;-)

W poniedziałek muszę kupić płytę OSB i zrobić na gotowo podłogę z tyłu, aby móc dospawać do ramy nóżki i zamocować ją docelowo. Potem będzie już z górki jeśli chodzi o wnętrze. Kwiecień i maj upłyną pod znakiem mechaniki i blacharstwa z lakiernictwem;-) 


piątek, 14 marca 2014

Koniec ciszy

Wiem, tydzień bez Żukowych postępów to coś strasznego. Tym niemniej po prostu fizycznie nie miałem czasu. Trochę wyjazdów i spraw zawodowych pokrzyżowało mi plany, co nie znaczy że nic ciekawego się nie działo. Otóż odezwał się do mnie poprzedni współwłaściciel Le Żuka, bo okazało się że znalazł brakującą zapinkę pokrywy silnika, o która pytałem w jednym z wpisów na blogu. Porozmawialiśmy szalenie sympatycznie i dzisiaj kurier przywiózł mi paczkę z zapinką i dorzuconą przy okazji śliczną felgą do Żuka;-) Bardzo serdecznie Panom Krzysztofowi i Piotrowi dziękuję za pamięć i znalezienie tych drobiazgów. To bardzo miłe.

Końcówka tygodnia niestety znowu nie zaowocuje pracami przy maszynie (kolejny wyjazd), ale od wtorku ruszam z kopyta z wykończeniem elektryki i biorę się za stelaż tylnych foteli (tak, pamiętam, miałem nie planować;-). Dzisiaj udało się też wreszcie zdobyć w rozsądnej cenie komplet hamulców tarczowych wraz z pompą od Lublina 2,9t - za całe 300 zł. Pasują podobno bez problemu, więc w kwietniu kiedy Żuk pójdzie na prace mechaniczne - zostaną zamontowane. Zdecydowanie poprawi to hamowanie maszyny, co istotne szczególnie przy takiej wyprawie. 

Na zakończenie dzisiejszego wpisu ciekawy Żuk - mianowicie jako drezyna kolejowa;-) Jak widać świetnie sobie radzi;-)


środa, 5 marca 2014

Pierwszy spacer

Wydałem od rana 101 zł w hurtowni elektrycznej. Kupiłem przewody, kostki połączeniowe, puszki hermetyczne i parę innych duperelków do nowej instalacji elektrycznej z dodatkowymi akcesoriami. Potem udałem się do Le Żuka i przygotowałem go do przejażdżki. Wstawiłem akumulator, przykręciłem fotel pasażera (pasuje zgodnie z oczekiwaniami), a następnie wystawiłem maszynę na zewnątrz. Odpalenie bez problemu, silniczek "mruczy" radośnie. W przypadku Andorii oczywiście oznacza to solidny klekot dieselka;-)


Sama przejażdżka nieco trudna, znowu musiałem sobie przypomnieć jak się jeździ manualem i bez wspomagania kierownicy;-) Jakoś jednak poszło;-) Zrobiłem w sumie z 5 km, wychwyciłem parę rzeczy do poprawki. Nakręciłem film z tego wydarzenia, na którym słychać moją rozmowę z mechanikiem Leszkiem. Nie trzeba się drzeć, można rozmawiać. Docelowo sądzę że będzie jeszcze trochę ciszej, bo w tej chwili brakuje jeszcze nieco wykończeń.

 


Fotki pokazują maszynę w chwili obecnej, dzisiaj nic konkretnego nie poczyniłem przy aucie, przejażdżka była celem samym w sobie na dzień dzisiejszy;-) Nie są zamontowane listwy stopnia kabiny bo i tak trzeba je będzie zdejmować do malowania. Uprzedzając pytania o radio - tak, działa i ma się świetnie. Opis jego powstania jest tutaj - http://www.fatah.pl/klimatyczne-radio/. Obecnie radio ma wbudowany player MP3 z pilotem zamiast komórki;-)

W tym tygodniu niestety wiele już nie zwojuję, z racji wyjazdu na targi. W przyszłym tygodniu pewnie dopiero około środy uda się coś zrobić;-( Nic to, trzeba być dzielnym i walczyć kiedy się da;-)

wtorek, 4 marca 2014

Bitwa o wnętrze

Jak tylko sobie coś zaplanuję to wszystko sprzysięga się przeciwko mnie. Dlatego nie będę robił planów. Wczoraj nie dane mi było popracować przy maszynie, a dzisiaj nie dość że dość krótko to jeszcze mnie głowa rozbolała. Jak nie urok to przemarsz ruskich wojsk. No nic, nie ma co narzekać, tylko zdać raport z sukcesów;-) 

Pierwszy dziś ruch to zakup samogwintujących blachowkrętów z dużymi łbami - 50 szt. za 4 zł w specjalistycznym sklepie Asmet. W jakiejś zakichanej "Ciastoramie" wybecelowałbym pewnie dychę za dziesięć zapakowanych w etui z plastiku;-) Wkręty bardzo się przydały, dociąłem bowiem wykładzinę na stopnie kabiny i listwy aluminiowe i skręciłem całość. Po zamontowaniu stwierdzam że muszę ten kątownik zmienić na jakiś anodowany, bo to sreberko nieco mnie razi. Malowanie nie ma sensu, bo się zetrze od butów. Być może nauczę się po prostu ignorować te listwy;)

 

W kolejnym kroku podgrzałem nieco wykładzinę od tyłu w okolicy pokrywy silnika i wykonałem serię prób czy da się ją ukształtować na ciepło. Okazuje się że chętnie się układa i zapamiętuje kształt. Wspomogę ją klejem dobrym i krawędź wsunę pod nową uszczelkę pokrywy silnika. Będzie ładnie. 

 

Zużyłem resztę samoprzylepnej maty poroso na wyklejenie tyłu auta. Odrobinkę zabrakło, tak na oko niecałe pół metra, ale kolega ma gdzieś resztki z wyklejania swojego auta i obiecał podrzucić. Teraz na poroso dotnę wełnę mineralną i ją ułożę. Całość zostanie przykryta panelami z obiciem. Na nich zaś znajdą się kieszenie na drobiazgi i gniazda elektryczne.

Ostatnim ruchem na dziś było wspawanie nakrętek w podstawę fotela pasażera. Zapomniałem o tym, a przyjechały w międzyczasie śruby z plastikowymi łbami. Spawanie niestety nie wyszło zbyt oszałamiająco, ale się trzyma;-) 

 
Maźnie się na czarno i będzie ok. 

Miałem w planach na dziś przejażdżkę Żukiem, ale na przeszkodzie stanął właśnie ten brak nakrętek dla pasażera. Jeśli jutro nic nie stanie na przeszkodzie to wytoczę maszynę z garażu i polansuję się po dzielni;-) Zobaczymy jak Żuczek będzie hasał;-)

niedziela, 2 marca 2014

Niedzielne ciekawostki

Zgodnie z nową, świecką tradycją - kilka ciekawostek na niedzielę. Dzisiaj zaczynam od reklamy idei Złombolu, pokazując ciekawy materiał, na którym widać jasno i wyraźnie jak fajna jest to imprezka. Załoga maluszka przygotowała ten materiał. Świetny montaż i dynamizm ujęć - w 4 minuty powinno Was zarazić ideą;-)


Kolejny film złombolowy, miks z różnych lat, fajnie widać również te gorsze momenty kiedy trzeba spędzić pod autem ileś czasu, aby zechciało dowieźć nas do celu.



Teraz niedzielna ciekawostka - otóż niewiele osób wie że Żuk jest autem dość niedużym (według dzisiejszych standardów motoryzacyjnych). Naprawdę. Jego wymiary zewnętrzne to w wersji posiadanej przeze mnie (A07) - 4330 mm długości i 1820 mm szerokości. Wysokość wynosi aż 2220 mm. Dla porównania - Citroen C4 Grand Picasso, dość często spotykany na naszych ulicach minivan ma 4590 mm długości i 1830 mm szerokości. Jest za to zdecydowanie niższy - tylko 1690 mm. Dlaczego zatem Żuk sprawia wrażenie wielkiego auta? Po pierwsze właśnie wysokość powoduje że postrzegamy go jako auto duże i pojemne. Wysoko się wsiada, dobrze widać dachy innych aut z kabiny kierowcy. Dodatkowo to wrażenie potęguje praktyczny brak maski silnika. Żuk od razu zaczyna się kabiną - przecież silnik jest praktycznie w kabinie. Dzięki cienkim ścianom, bez tapicerskich wygibasów i kształtek jego wnętrze jest sporo większe niż takiego właśnie C4 GP (ponad 127 mm szerzej). Po trzecie zaś - Żuk był faktycznie dłuższy i szerszy od dużego Fiata i Poloneza, co spowodowało że postrzegany był jako większy od aut czysto osobowych. I tak to już w świadomości zostało. Tak więc kiedy następnym razem zobaczycie Żuka - pamiętajcie ze tylko wydaje się duży, za to na pewno jest pakowniejszy od C4 i innych aut z obecnej epoki;-)

Na koniec dzisiejszej notki - zbiór strasznych fotek Żuków na sadistic.pl. Osoby o słabych nerwach niech sobie lepiej darują. Polecam też komentarze i filmiki Żuka V6 w nich. Tutaj klikamy i oglądamy...

A już we wtorek - zabieram Le Żuka na przejażdżkę po Warszawie;-)

Ads